MOJA SZKOŁA POWSZECHNA IM. MICHALINY MOŚCICKIEJ W REMBERTOWIE
Na przełomie roku 1938/1939 - oprócz udziału naszego batalionu w działaniach na Zaolziu w życiu codziennym Rembertowa nie odczuwało się żadnego, godnego uwagi napięcia. Rozpoczynający się karnawał przebiegał podobnie, jak w roku ubiegłym. Zmienił się tylko cel przeznaczenia środków uzyskanych z urządzanych balów i zabaw.
W 1938 roku był przeznaczony na fundusz kościoła garnizonowego. W roku 1939 poświęcony został na rozbudowę Szkoły Powszechnej nr 3.
Z dwóch przyczyn szkole tej poświęcę więcej uwagi. Po pierwsze dlatego, że jest ona jeszcze do chwili obecnej trwałym dowodem współżycia stacjonujących w Rembertowie oddziałów wojskowych z cywilnym społeczeństwem rozwijającego się osiedla i po drugie, że ja będąc żołnierzem, byłem uczniem tej szkoły.
Penetrując teczki zauważyłem na niewielkiej grupie wydzielonych dokumentów napis: "Komitet Budowy Szkoły Powszechnej w Rembertowie".
Dowiedziałem się z nich, że: Przewodniczącym Komitetu Budowy Szkoły był Komendant CWPiech. płk Bruno Olbrycht, jego zastępcą p. Kazimierz Galiński, jako trzeci wymieniony był ksiądz kapelan Stanisław Małek, sekretarzem został kpt. Wacław Smoliński, skarbnikiem mjr Jacek Jura, a gospodarzem p. Kazimierz Suchara. W dniu 5 października do Komitetu dokooptowano jeszcze członka Rady Wyznaniowej Żydów w Rembertowie p. Wolffa. Dowiedziałem się jeszcze, jak gromadzono środki na realizację tego celu. Otóż teren pod budowę szkoły ofiarowało wojsko, wydzielając plac na poligonie. Cegłę, uzyskaną za podatki cegielni w Kawęczynie, w ilości 40 tys. sztuk przekazała Rada Gminy. Dalsze 20 tys. sztuk zaofiarował członek Żydowskiej Rady Wyznaniowej p. Wolff. 7500 sztuk ofiarował p. Kazimierz Galiński. Komenda Garnizonu ofiarowała także drzewo na budowę i zobowiązała się je zetrzeć. Wojsko zobowiązało się także do zwiezienia cegły na plac budowy. Gromadzącym środki finansowe kpt. Smoliński przekazał sumę 4621 zł., zebrana na organizowanych przez wojsko zabawach w lesie "Dębina". Rada gminna przekazała sumę 1190 zł. osiągniętą z podatków od lokali używanych przez wojsko. Na podstawie oddzielnego protokółu podoficerowie Komisji Doświadczalnej wpłacili 900 zł. Komendant CWPiech. obiecał, że wyda zezwolenie na urządzenie w miesiącach zimowych kilku zabaw w 3 Batalionie Strzelców, 32 Dywizjonie Artylerii Lekkiej i Centrum Wyszkolenia Piechoty z przeznaczeniem pozyskanych środków na budowę szkoły. Kapelan ks. Małek zobowiązał się przekazać na budowę szkoły pieniądze pozyskane w czasie mszy świętych, i do urządzania zbiórek pieniężnych w okolicznych wsiach i osiedlach.
W czasie posiedzeń Komitetu uchwalono także, datę 2 października 1932 roku, jako dzień poświęcenia szkoły. Przyjęto propozycję płk Olbrychta, żeby szkole nadać imię Michaliny Mościckiej.
Z innych już dokumentów wynika, że w końcu 1932 roku z tytułu organizowanych zabaw wojsko wpłaciło dalsze 2233 zł., a wiosną 1933 roku odbywały się dalsze zbiórki na budowę szkoły.
Zygmunt Chłopek siedzi w ostatnim rzędzie drugi od lewej pod ścianą
Muszę zaznaczyć, że Szkoła Powszechna nr 3 nie była jedyną szkołą w Rembertowie, której wojsko udzielało w różnych formach, wsparcia. Najwcześniej otrzymywała go szkoła nr 1 , której lokalizacja była gdzieś w rejonie dworca kolejowego. Później szkoła nr 2 im. Marszałka Józefa Piłsudskiego na Nowym Rembertowie przy ulicy - bodajże - Jagiełły, a może innego króla. Nawet prywatne koedukacyjne Gimnazjum , otwarte w dniu 19.08.1933 r. na Nowym Rembertowie w alei Zwycięstwa 8, też korzystało z różnych form wojskowego wsparcia.
Na tle tych przedstawionych, dostępnych mi dokumentów o historii powstania szkoły nr 3, wypadało by skreślić parę zdań o moim w niej pobycie. Na pewno byłem chłopcem w tym samym wieku co i pozostali uczniowie klasy szóstej i w 1939 roku klasy siódmej. Różnił mnie od nich mój inny ubiór żołnierski mundur - no i na pewno mój sposób bycia. Bez przerwy brzmiały mi w uszach upomnienie przełożonych: ,,Pamiętaj jesteś żołnierzem", nie wolno Ci w czasie przerwy biegać, zaczepiać dziewcząt i tak wiele, wiele innych "nie wolno". "Masz taktownie zachowywać się w stosunku do nauczycieli i zawsze być przygotowanym do lekcji" itp. Już od pierwszego dnia pobytu w szkole sprawiłem, tak kierownictwu szkoły, jak i przełożonym w wojsku wielu kłopotów. Na przykład: nie mogłem chodzić w szkole w butach przepisowo podbitych gwoźdźmi, jak też nosić bagnetu. O ile sprawę bagnetu można było załatwić jednym wpisem w legitymacji elewa "Zezwala się na chodzenie bez broni bocznej", o tyle sprawa obuwia pociągała za sobą nie tylko pominięcie przepisów o umundurowaniu żołnierza, lecz i dodatkowych wydatków na umundurowanie. Ostatecznie dostałem zezwolenie na chodzenie w cywilnym obuwiu (w tzw. kamaszach) - jak kadra I zawodowa, lecz do tego jeszcze przy wyjściu do miasta w długich spodniach. W budynku szkolnym nie korzystałem ze wspólnej szatni, tylko płaszcz i czapkę zostawiałem w pomieszczeniu państwa woźnych, na takim uprzywilejowanym wieszaku, z którego korzystało około trzydziestu uczniów, dzieci starszych rangą oficerów.
Jakim byłem uczniem? Na pewno nie prymusem. W klasie 6-tej było mi bardzo trudno. Musiałem nadrabiać bardzo duże zaległości, gdyż praktycznie od śmierci matki (24.12.1937 r.) do połowy kwietnia, do szkoły prawie nie chodziłem. Lecz udało się. Promocję do klasy 7-mej otrzymałem. W klasie 7-mej było już lżej, lecz często jeszcze musiałem sięgać do podręczników z klasy 6-tej.
Ze wstydem muszę się przyznać, że z grona pedagogicznego zapamiętałem tylko postać i nazwisko wychowawcy klasy p. Kerna oraz pierwszą rozmowę z nauczycielem prowadzącym zajęcia fizyczne. Gdy po raz pierwszy wyszedłem na boisko sportowe wszyscy już byli w kostiumach, a ja w mundurze. Powiedział: "Szybko rozbieraj się i dołącz". Uczyniłem to dosyć szybko, ale dokładnie tzn. spodnie i mundur elegancko ułożyłem w regulaminową kosteczkę. Musisz się tak długo pieścić? Odpowiedziałem, tak jest. To jest mundur wojskowy, a nie ubranko cywilne. Zadał jeszcze pytanie, a ty się gimnastykujesz? Gdy po raz drugi usłyszał; "tak jest, codziennie po pobudce przez 20 minut". Powiedział, to już do mnie na zajęcia nie przychodź.
Orkiestra 3 Batalionu Strzelców z Rembertowa. Dobosz Zygumnt Chłopek siedzi w I rzędzie, drugi z prawej
Już od wielu lat, raz w tygodniu bywam w Rembertowie na terenie poligonu w Centralnym Archiwum Wojskowym i za każdym razem ze smutkiem spoglądam na budynek - w pewnym sensie - mojej szkoły, jak na widmo minionej wojny. Nie wiem, czy kolejnym Władzom miasta nie jest wstyd, że szkoła ta nie doczekała się jeszcze chociażby otynkowania.
Jak też nie wiem czy kolejnym Komendantom Akademii Obrony Narodowej nie przeszkadza, że tuż, przy samym wjeździe na teren akademii stoi nieestetycznie wyglądający budynek przekazany ongiś miastu, lecz chlubnie związany z armią.
Zygmunt Chłopek