Maria Halina Palus Słoniewska - Wspomnienia "Lata szkolne 1944-1947"

Te wspomnienia o rembertowskich latach szkolnych 1944-1947 są przede wszystkim podziękowaniem dla nauczycieli, którzy wyniszczoną trudnymi warunkami życia okupacyjnego i rozchwianą emocjonalnie młodzież potrafili wprowadzić w normalność. Pisałam je także z myślą o kolegach, którzy otrzymawszy najcenniejszy dar od losu - życie, potrafili z niego skorzystać, nie gubiąc po drodze cennych wartości, między innymi więzów koleżeńskich i przyjaźni.
W Rembertowie, po uwolnieniu od Niemców 11 września 1944 roku, nastąpił trudny okres przejściowy między wojną i pokojem. Niezależnie od skomplikowanych nieraz losów poszczególnych ludzi, następowały trwałe zmiany w rembertowskiej społeczności i jej bycie. Jedną z pozytywnych zmian stało się powstanie szkoły średniej.
Energiczny nauczyciel historii, harcmistrz i okupacyjny działacz harcerski Stanisław Ciąćka zdołał zrealizować w Rembertowie szkołę, której oficjalna nazwa brzmiała "Państwowe Gimnazjum i Liceum im., Tadeusza Kościuszki". Początkowo lekcje odbywały się po różnych mieszkaniach prywatnych, dopóki szkole nie przyznano budynku przy ul. Zwycięstwa (obecnie ul. Komandosów 8, gdzie mieści się teraz Dom Kultury).
Do szkoły tej zgłaszali się młodzi ludzie, którzy w czasie okupacji chodzili na różne komplety, bądź do średnich szkół konspiracyjnych, lub legalnych handlowych i teraz otrzymali szansę ukończenia normalnej szkoły, z jakże cennym finałem - świadectwem maturalnym. Poziom wiedzy uczniów klas starszych był zróżnicowany i na ogół niższy od wymogów programu. Dzięki jednak własnej ambitnej pracy oraz niezmiernej życzliwości i staraniom nauczycieli szybko nadrabiali braki edukacyjne. Bodźcem do wytężonej nauki, jak wspominali niektórzy koledzy, była także dżentelmeńska umowa z dyrektorem. Polegała ona na tym, że należało uzupełnić materiał w określonym terminie i uzyskać pozytywne oceny, w przeciwnym wypadku "spadało się" do niższej klasy.
Już w pierwszym roku działalności szkoły, w maju 1945 roku odbyły się egzaminy maturalne, które złożyło kilkanaście osób z Rembertowa i Wesołej. Według relacji ówczesnego maturzysty, Ryszarda Słoniny (Słoniewskiego) wśród absolwentów I rocznika byli: Halina Golecka (z męża Nowakowa, dentystka), Zorika Zarzycka (później reżyser filmowy), Zosia Małachowska, Lucjan Ostrowski, Stefan Czarnecki oraz Kwiatkowski, Gadomski, Wlaziński, Filtis, Knothe i Słupecka (Słupska?).
Ja i moja bliska koleżanka Wiesia Reszke, jako absolwentki III klasy tajnego Gimnazjum im. Leonii Rudzkiej w Warszawie zostałyśmy przyjęte w październiku 1944 do IV klasy. Tam spotkałyśmy naszego dawnego kolegę ze szkoły powszechnej - Leszka Okulicza oraz poznałyśmy nowych: Hanię Wąsowiczównę i Janusza Głuszka. Razem stanowiliśmy dość' zaprzyjaźnione grono. A potrzebowaliśmy wtedy jakiejś wzajemnej życzliwości i serdeczności, bo czasy były trudne i niepewne dla nas wszystkich. Jeszcze toczyła się wojna, a w samym Rembertowie trzeba się było przystosować do nowych warunków politycznych i ekonomicznych. Leszek, na przykład, był zupełnie sam, bo j ego matka, nauczycielka, zmarła w czasie okupacji, a ojciec był na froncie, podobnie, jak mój.
Ojciec Wiesi, plut. Edward Reszke, ps. "Rak", z referatu kontrwywiadu sztabu III Rejonu "Dęby" AK, został zesłany do ZSRR. Hania Wąsowicz była też tylko z matką, bo jej ojciec, zawodowy oficer, był w PSZ na Zachodzie.



W roku szkolnym 1945/46 zmienił się w dużej mierze skład mojej klasy. Z dawnych kolegów gimnazjalnych ubył Leszek Okulicz, który kontynuował naukę już w Warszawie. Jego ojciec, bowiem, po zdemobilizowaniu wyprowadził się z Rembertowa.
Do klasy dołączyli natomiast inni koledzy, z którymi przeżyliśmy dwa pozostałe lata nauki. W jej skład wchodziły: ww. Hala Palusówna, ~, Wiesia Reszkówna i Hania Wąsowiczówna oraz:
- Halina Hermanówna, repatriantka z Kobrynia na Polesiu, absolwentka 8 klasy rosyjskiej dziesięciolatki
- Jadwiga Mikołajczyk, po powrocie z siedmiomiesięcznych przymusowych robót w Niemczech, wywieziona tam po powstaniu warszawskim
- Alicja Mizgalewicz, ps. "Ciekawa", harcerka rembertowskiego zastępu "Wilgi" Szarych Szeregów, córka mjr Rudolfa Mizgalewicza, ps. "Rybak", zesłanego do ZSRR.
Barbara i Katarzyna, siostry Rozwadowicz, którym mieszkanie i cały dobytek spłonął w Warszawie podczas powstania oraz częściowo w I klasie liceum Jadzia Gasidło, która z powodu choroby I przerwała naukę i Janka Matyjanka, która przeniosła się do innej szkoły.
Męską część klasy stanowili:
- Janusz Głuszek
- Władysław Kazimierski, ps. "Mały", "Kazik"
- Bohdan Preiss, ps. "Grom"
Wszyscy byli harcerzami z Bojowych Szkół Hufca Romb - Osa.
- Edward Kulesza, ps "Żbik"
- Janusz Tuszyński, ps. "Bąk"    .
Obaj byli harcerzami z drużyny Bojowych Szkół Szarych Szeregów, a następnie żołnierzami 3 drużyny "Huragan" Oddziałów Dywersji Bojowej. We wrześniu 1944 zostali wcieleni do 2 Dywizji Piechoty i brali udział w walkach na froncie. Zdemobilizowani jesienią 1945 roku natychmiast zgłosili się do szkoły.
- Bogusław Sęk
- Bogdan Barej, przybyły z Podlasia
- Eugeniusz Czerwiński, ps. "Śledź", członek Grup Szturmowych Hufca Romb - Osa, który nie przeszedł do II klasy
- Eugeniusz Bernadski, który dołączył do nas w II klasie.
Grono pedagogiczne było kompetentne, ale niestabilne. Zmiany następujące wśród nauczycieli niektórych przedmiotów żmuszały nas do przygotowania się do ich, nieraz różnych, wymagań. Wykładowcami poszczególnych przedmiotów byli:
Język polski: Maria Wawrzecka, okresowo Stanisław Masłowski
Język łaciński: Olga Ręgorowicz
Język francuski: Janina Pysznianka
Język niemiecki: Apolonia Zawistowska
Historia: Stanisław Ciąćka (IV kI. gimnazjum, I kI. liceum) i Andrzej Zahorski (II kI. liceum)
Propedeutyka filozofii - Andrzej Zahorski
Zagadnienia życia współczesnego - Andrzej Zahorski
Biologia - p. ?, zwana "Trypanozomą" (I kI.), Irena Sapieha (IIkI.)
Fizyka: p. Lemieszewski czy p. Sapieha? (I kI.) p. Nasiadko (Później dyrektor technikum przy fabryce im. Kasprzaka w Warszawie.)
Matematyka - Irena Ciąćkowa (IV kI. gimnazjum i I kI. liceum)'
- Zofia Wawrzykowska, zwana "Babuszką" (II kI.)
Geogrfaia: Helena Kilańska (H. Kilańska, ps. "Norbert", "Sawa", b. komendantka Wojskowej Służby Kobiet III Rejonu "Dęby" AK. Zmarła 04.02. 1953r.)
Chemia: Helena Kilańska
Rysunek: p. Rzepkowski
Śpiew: p. Seroczyński, czy p. Pruski?
Ćwiczenia ręczne: p. Derkaczowa
Ćwiczenia cielesne (WF): Maria Lewicka
Przysposobienie wojskowe
Religia: ks. Podsiadło
Po ponad pięćdziesięciu latach od opuszczenia szkoły sylwetki niektórych pedagogów zatarły się w naszej pamięci, jak również nie możemy uzgodnić obsady nauczycielski~ niektórych przedmiotów natomiast niektórzy z nich występują wyraziście w naszych wspomnieniach .


Początek roku szkolnego, Rembertów 3.09.1946

Dyrektorem szkoły przez pierwsze dwa lata jej istnienia był Stanisław Ciąćka. Po jego wyjeździe z Rembertowa stanowisko to objął Stanisław Masłowski, który zastępował naszą polonistkę i wychowawczynię podczas jej urlopu macierzyńskiego. Pan Masłowski miał chyba wykształcenie aktorskie, nieskazitelną dykcję i pięknie modulowany głos. Ubarwiał nasze lekcje recytacjami i opowieściami z historii teatru.
Najbardziej z nami zaprzyjaźnioną była i jest nasza nieoceniona wychowawczyni p. Maria W Wawrzecka (M. Wawrzecka, z d. Danowska w czasie okupacji służyła w Wojskowej Służbie Kobiet i pracowała w Radzie Głównej Opiekuńczej ), nasz dobry i taktowny duch opiekuńczy w ciągu trzech lat nauki. Jako polonistka wprowadziła nas w poszczególne epoki literatury polskiej, a w opracowaniach pisemnych wymagała czystości i bogactwa języka polskiego, poprawności stylistycznej i gramatycznej oraz jasności wywodu. Myślę, że nauczyła nas wszystkich właściwie się wypowiadać i w mowie i w piśmie .
Szkoła stworzyła nam luksusowe warunki nauki. Mimo, że klasa liczyła zaledwie kilkunastu uczniów wolno nam było wybrać profil nauki , humanistyczny (na który zgłosiły się cztery osoby) lub matematyczno. przyrodniczy (wszyscy pozostali). Ponadto także do wyboru był język francuski lub niemiecki. Dzięki temu niektóre lekcje wyglądały jak prywatne korepetycje i nie było mowy o unikaniu czynnego w nich udziału.
Na przykład na francuski, który prowadziła pani Janina Pysznianka, przedwojenna absolwentka francuskiej uczelni w Besanson uczęszczały tylko trzy uczennice: Hania W., Wiesia R i ja. Nauczycielka mówiła do nas tylko po francusku i wymagała odpowiedzi również w tym języku. Oprócz nauki języka w mowie i w piśmie wprowadziła nas także w świat klasycznej literatury francuskiej.
Na lekcjach łaciny dołączała do nas trzech Jadzia M., która jako jedyna uczyła się języka angielskiego. Surową mentorką była pani Olga Ręgorowiczowa, która przerabiała z nami oryginalne rzymskie teksty poezji i prozy, niektóre kazała nam wkuwać na pamięć, pamiętając o ich melodyce
Nauczycielką niemieckiego była pani Apolonia Zawistowska, która już po naszej maturze wyszła za mąż za Tadeusza Leśnikowskiego (Ppor. Tadeusz Leśnikowski, ps. "Desant", ur. 16.12.1916, referent III Rejonu "Dęby" AK.), a ich córka Maria chodziła potem do tego samego gimnazjum z moim starszym synem Konradem.
Pani Leśnikowska nie cieszyła się długo założoną rodziną, gdyż jej mąż został aresztowany i zamordowany 05.05.1950 w więzieniu mokotowskim. Nadal uczyła w gimnazjum, ale już historii, i tak była rozgoryczona osobistą tragedią i niesprawiedliwością ustroju, że dawała temu wyraz na lekcjach.
W II klasie historię wykładał nam pan Andrzej Zahorski, który właśnie uzyskał stopień magistra na Uniwersytecie Warszawskim i miał zostać w przyszłości profesorem tej uczelni. Dosłownie wykładał, bo najpierw sam wprowadzał nas w kolejną epokę historyczną, a dopiero potem, po uprzedzeniu, sprawdzał przyswojone wiadomości. Chociaż niewiele od nas starszy zadziwiał nas gruntowną wiedzą, oczytaniem i emocjonalnym stosunkiem do historii. Wrodzony talent pedagogiczny wykorzystywał na pobudzenie ambicji uczniów i zachętę do pogłębiania wiadomości poprzez literaturę historyczną. Byliśmy dla .niego "klasą doświadczalną", bo po naszej maturze odszedł do pracy w Centralnej Bibliotece Wojskowej. Rembertowskie gimnazjum pozostało jednak bliskie jego sercu, bo wiele lat później, na zaproszenie ówczesnej dyrektorki tej placówki przyjeżdżał co roku, w marcu, na uroczystości urządzane przez dyrekcję ku czci patrona szkoły. Wygłaszał wtedy wykłady na temat Tadeusza Kościuszki i Insurekcji.
Pan Rzepkowski, artysta malarz z wykształcenia, w przeciwieństwie do nas, bardzo poważnie traktował swój przedmiot, który nazywał ?Rysunkiem". Usiłował przekazać naszej niezbyt uzdolnionej gromadce zasady poprawnego rysunku, zachowania proporcji i kolorystyki, a także zaznajomić ze stylami występującymi w sztuce. Uczniowie czasem żartobliwie interpretowali jego nauki, jak na przykład wykład o zmyśle astralnym lub o surrealizmie. Na tej lekcji Janusz T., wspólnie z Genkiem B. narysowali po pół rysunku bez uzgodnienia treści i formy, połączyli swe "dzieła" w jedną całość i przedstawili nauczycielowi do oceny... niestety, była to dwójka!
Nasze "uzdolnienia" do robót ręcznych i wyczucie plastyczne ujawniły się nieoczekiwanie przy ozdabianiu własnej klasy. Wiesia R. nie pamięta, czy to było przed studniówką, czy z okazji szkolnego konkursu, ale cały zespół przychodził powtórnie po południu i pracował, a koleżeńskie żarty umilały czas. Wokół całej sali wykonana została . lamperia z papieru w grafitowym kolorze, wykończona u góry szlaczkiem łowickim, szerokości 5-6 cm, z różnokolorowego glansowanego papieru. Okna zostały ozdobione firaneczkami z bibułki, wycinanej w jakiś wzór. Według wspomnień Wiesi efekt był zaskakujący: "Oryginalny pomysł, dużo pracy, ale w klasie zrobiło się bardzo cieplutko".
Ogromną przyjemność sprawiła nam wycieczka do Płocka, zorganizowana w maju 1946 roku, aby pozbyć się ze szkoły młodszych uczniów w czasie egzaminów maturalnych drugiego rocznika. Płynęliśmy do Płocka statkiem "Sobieski", a że była susza dwukrotnie wpadliśmy na mielizny. Raz nawet wysiadaliśmy na jakieś piaskowe łachy, aby bez naszego ciężaru statek mógł wymanewrować. W Płocku nocowaliśmy na podłodze sali gimnastycznej jakiejś szkoły średniej. Nawet nie pamiętam, czy były jakieś sienniki. Ale niewygody noclegu nie mogły nam zepsuć radości zwiedzania, bo miasto było piękne i niezniszczone, łącznie z zabytkowymi budowlami. Zaś skarpa od strony Wisły pokryta była wzorzystym dywanem kwitnących róż. Wycieczka ta stanowiła niezapomniane przeżycie, bo to był pierwszy krok w Polskę po długiej okupacyjnej posusze i bez strachu o jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Towarzyszył nam wtedy ojciec dyrektora, starszy pan Masłowski, artysta-malarz, który dużo z nami rozmawiał o sztuce, jako sferze ludzkiej działalności.
Mimo niewątpliwie ciężkiego obciążenia emocjonalnego, jakie prawie każdy wyniósł z czasów wojny byliśmy przecież młodzi i umieliśmy cieszyć się z życia. Takie beztroskie chwile spędziliśmy na przykład w lesie na poligonie, również w maju 1946 roku. Już nie pamiętam czy to były wagary, czy majówka, ale duża koleżeńska grupa tak się rozochociła, że zamieniliśmy się ubraniami i graliśmy odwrócone role. Dziewczęta występowały jako mężczyźni, a koledzy z mniejszym lub większym powodzeniem naśladowali kobiety. Bohdan P. nie zapomniał nawet wypchać sobie biustu. Odgrywaliśmy różne scenki: oświadczyn, dramatów małżeńskich itp., wykazując talenty aktorskie i wokalne. Na mandolinie przygrywał bowiem Genek Czerwiński.
Zgodnie z tradycją, w lutym 1947 roku urządziliśmy skromną "studniówkę", stosownie do naszych małych wówczas możliwości. Bohdan Preiss pamięta, że aby zdobyć jakieś środki finansowe wspólnie robiliśmy nielegalne papierosy w mieszkaniu moich rodziców. Salę udekorowaliśmy skromnie, a poczęstunek też był własnej roboty. Wiesia Reszke pamięta pieczenie ciast w nocy w swoim domu. Czy tańczyliśmy poloneza lub mazura, tego nikt sobie nie przypomina, ale było to na pewno miłe spotkanie towarzyskie nauczycieli i uczniów. Tym nie mniej, w mniemaniu o własnej dorosłości, jak to określiła Hala Hermanówna urządziliśmy sobie wspólnie z kolegami ze szkoły wieczorowej nieoficjalną drugą "studniówkę". Odbyła się ona w mieszkaniu nieobecnych państwa Fietów przy ul. 11 listopada, na kolonii oficerskiej. Bawiliśmy się bardzo dobrze i hałaśliwie, bo "szkolne" hamulce rozwiązał alkohol (jakieś podłe wino, no i bimber). Chory na grypę Bohdan Preiss, zaciągnięty na tę zabawę przez Edka Kuleszę i uraczony przez niego "procentami" przespał całą imprezę na stosach palt uczestników.
W szkole przeżywaliśmy także chwile podniosłe. Dostarczały ich ceremonie rozpoczęcia i zakończenia roku szkolnego. Na boisku zbierali się wszyscy uczniowie ustawieni klasami i w postawie na baczność witali sztandar szkolny, z którym czwórkami wędrowali na mszę do kościoła. Na koniec roku szkolnego odbywała się ponad to uroczystość przekazywania sztandaru przez maturzystów następnej drugiej klasie. Kiedy przyszła nasza pora poczet sztandarowy rocznika 1945/46, w składzie Roman Adamiak, Zofia Bozowska i Alicja Zeifman, oddał sztandar w ręce naszego chorążego - prezesa klasowego Janusza Tuszyńskiego, któremu asystowały Hania Wąsowicz i Hala Palusówna. Na uroczystości naszego pożegnania ze szkołą sztandar przekazaliśmy chorążemu następnego rocznika 1947/48 - Kazimierzowi Leszczyńskiemu.


Klasa maturalna (niekompletna niestety) Rembertów, 28 czerwca 1947 od lewej siedza nauczyciele: Olga Ręgorowiczowa, Zofia Wyrzykowska, Maria Wawrzecka, Stanisłąw Masłowski, Irena Sapieha, Maria Lewicka, p. Derkaczowa. OD lewej stoją nauczyciele; Andrzej Zahorskie, Helena Kilańska, p. Nasiadko. Uczniowie: I rzad; Alicja Mizgalewicz, Hanna Wąsowicz, Halina Herman, Halina Palus, Jadwiga Mikołajczyk, Edward Kulesza i nauczyciel p. Pruski; uczniowie II rzad: Eugeniusz Bernadski, Barbara Rozwandowicz, Wiesława Reszke, Janusz Tuszyński, Katarzyna Rozwandowicz, Bogusław Sęk.

Niestety, ceremoniał ten nie przetrwał. Prawdopodobnie ze względu na widniejące na sztandarze hasła oraz postać Matki Boskiej parę lat po naszej maturze sztandar po prostu zniknął. Było to w latach . wszechwładnej dominacji Związku Młodzieży Polskiej i panującej zupełnie innej ideologii.
W maju 1947 r., jako trzeci rocznik Państwowego Gimnazjum i Liceum im. Tadeusza Kościuszki, pod czujnym okiem przewodniczącej Państwowej ,Komisji Egzaminacyjnej H. Barchanowskiej przystąpiliśmy do egzaminów maturalnych, które wszyscy pomyślnie zdali. Ze świadectwami dojrzałości w rękach wkroczyliśmy w nowe, dorosłe życie, prawie w komplecie podejmując studia wyższe na różnych wydziałach i uczelniach.
W tym momencie drogi szesnastoosobowej grupy rozeszły się, początkowo na lat dwadzieścia. Ale dzięki inicjatywie i zmysłowi organizacyjnemu naszego prezesa Janusza T. spotkaliśmy się wszyscy razem w maju 1967 r., aby odnowić więzy dawnego koleżeństwa. Spotkanie w restauracji "Trojka" w Pałacu Kultury i Nauki było tak udane i sympatyczne, że postanowiliśmy je kontynuować, skracając z biegiem 'czasu ich częstotliwość. Do 1987 r. spotykaliśmy się co 5 lat, w następnych latach mniej regularnie, a od 1996 r. spotykamy się już tradycyjnie co roku, na ogół w ostatnią sobotę maja, zamieniwszy lokal gastronomiczny na przytulność domów prywatnych. Serdecznej gościny udzielają nam rotacyjnie Wiesia Reszke - Tabor, Władek Kazimierski (gospodarz pierwszego takiego spotkania) i Janusz Tuszyński, którzy dysponują większymi mieszkaniami.
Oczywiście nie zawsze byliśmy w komplecie. Starania Janusza T. o nawiązanie kontaktu z Januszem Głuszkiem, który wyjechał na stałe na Dolny Śląsk i z Hanią Wąsowicz - Dzwonkowską zamieszkałą w Gdyni spełzły na niczym. Janusz G. pojawił się tylko raz - w 1967 r., a Hania przyjechała do Warszawy na nasze spotkanie dopiero w 1998 r. Nieobecny pozostanie już Bogdan Barej, któremu od 1987 roku długotrwała i ciężka ,choroba nie pozwala opuszczać domu. Naszym gościem, prawie na każdym spotkaniu, była dawna wychowawczyni, pani M. Wawrzecka i dwukrotnie towarzyszył nam pan A. Zahorski.
A już niestety, odeszli od nas na zawsze Ala Mizgalewicz, zmarła 13 grudnia 1994 r., Edek Kulesza, zmarły 5 lutego 1995 r., i profesor Zahorski, zmarły w grudniu 1992 r. Wspominamy ich z niezmiernym żalem. Pierwszy szkic tych wspomnień przedstawiłam kolegom na spotkaniu w 2000 roku. Pomysł utrwalenia na piśmie naszych młodzieńczych lat szkolnych na ogół się spodobał. Każdy coś sobie przypomniał, dodawał, uzupełniał, poprawiał omyłki. Dzięki temu powstała druga wersja tekstu, która, mam nadzieję, sprawi przyjemność naszemu gronu.
Dziękuję serdecznie za życzliwą współpracę Kolegom, bez pomocy których zapiski te byłyby o wiele skromniejsze, a pomyłki większe.
Maria Halina Palus-Słoniewska, Warszawa, maj 2001